Książka Żeby nie było śladów Cezarego Łazarewicza Elżbieta Rogalska 2019

Jedna z tych pozycji wydawniczych, których nie powinno się krytykować, bo nie wypada ze względu na drastyczny los człowieka. Jednak muszę napisać trochę komentarzy, ponieważ jak wiemy nie znoszę książek jednostronnych. Tak poza tym książka jest dla czytelnika, to czytelnik nadaje jej sens i znaczenie. Na szczęście istnieje wolność słowa dopóty dopóki nie narusza dobra kogoś innego, dlatego literaturę faktu zazwyczaj czyta się po czyjejś śmierci. Znam też z doświadczenia jaki to kłopot mieć na dzielnicy, na własnej ulicy grupkę młodzieży, która nadużywa alkoholu i sprawia ciągłe problemy społeczne, którzy są egoistami i nie myślą o swoich sąsiadach chcących ciszy i wypoczynku. Do tego dochodzi jeszcze aspekt negatywnego wzorca osobowego, praktycznie braku stabilności życiowej i negatywny wzorzec wychowania. Moim zdaniem źle zadano pytanie, nie powinno ono brzmieć: kto jest winny ale dlaczego w ogóle doszło do tej tragedii?
Czytałam wersję z Wydawnictwa Czarne z roku 2016. Książka zawiera 307 stron powieści i kilkanaście stron przypisów. Jest pisana językiem literatury faktu, zawiera zdjęcia istotnych dokumentów.
Książka Żeby nie było śladów Cezarego Łazarewicza
opowiada historie związaną ze śmiercią Grzegorza Przemyka. Autor stara się ukazać sprawę z dwóch perspektyw, jednak zdecydowanie przeważa wizja, w której to młodzian jest ofiarą milicji. Podane przez autora fakty sugerują, że mogło być inaczej. Wydaje mi się, że zawsze tak jest w przypadku spraw, w których jedynymi dowodami są słowa przeciwko słowom, a do tego jeszcze osób spokrewnionych ze zmarłym kontra nielubianych przez wieki organów bezpieczeństwa, ścigania czy jakkolwiek inaczej nazwać policjantów, wówczas milicjantów. Tak patrząc z punktu widzenia normalnego człowieka, nie jakiegoś tam ideowca: Grupka młodych osób zachowuje się agresywnie wobec siebie, osoba postronna nie wie jakie są intencje kogokolwiek ponieważ nie siedzi w niczyim mózgu, wygląda na to, że chłopcy się biją, zatem dla postronnej osoby wyglądacie na bijące się osoby a nie bawiące. Podchodzi do was milicjant i prosi o dokumenty, które macie w kieszeni – chyba normalnym odruchem, dobrze wychowanego człowieka jest okazanie tych dokumentów – no właśnie, a główny bohater książki pt. „Żeby nie było śladów” Cezarego Łazarewicza, zamiast pokazać te dokumenty szarpie milicjanta. Milicjant używa więc siły, ponieważ tak nakazuje protokół organów bezpieczeństwa i właściwie to instynkt samozachowawczy, czyli obrona siebie. Jest on transportowany na komisariat wraz z innym kolegą Cezarym F., który nie szarpie się, więc nic mu nie grozi. Tam główny bohater omawianej książki ponownie używa agresji przeciwko organom bezpieczeństwa publicznego, do tego czuć od niego alkohol, czytając książkę orientujemy się, że zachowanie Grzegorza P. wynika ze złego wzorca wychowawczego jaki zafundowała mu chora psychicznie matka, która zarabia dzięki ideologicznym wierszom. Następnie Grzegorz P. odbywa podróż karetką. Ze szpitala odbiera go matka, więc nie jest poddany opiece medycznej. Matka napuszcza gorącej wody do wanny, zupełnie nie orientując się i nie znając na medycynie, czym pogarsza stan zdrowia syna, a ten umiera. Następuje nagonka na milicjantów którzy rzekomo spowodowali śmierć syna znanej poetki.
Tak mniej więcej przedstawia się fabuła
książki Cezarego Łazarewicza Żeby nie było śladów
, w której wnikliwy czytelnik dostrzeże też zarys innego punktu widzenia, jaki właśnie spróbowałam nakreślić. W omawianej książce punkt widzenia jest zupełnie odwrotny. Na zaledwie kilkunastu stronach razem wziętych istnieją fakty przemawiające za obroną milicjantów, ponieważ nie ma dowodów, że to oni pobili Grzegorza P, poza oczywiście obroną własną podczas jego ataku na nich. Oczywiście, że takie cenione osobistości jak ksiądz Jerzy Popiełuszko czy Jan Paweł II będą wspierać pogrążoną w cierpieniu matkę, ponieważ taka jest rola duchownego. Wspieranie słabszych jest tym czego oczekuje się od duchownych. Jednakże pewne fakty, o których można przeczytać w omawianej książce jasno wskazują na patologiczną rodzinę w jakiej bohater tej książki się wychowywał. Wspomnę jedynie romans matki Grzegorza P. z jego przyjacielem Czarkiem F., który był od niej młodszy o 20 lat. Żeby zobaczyć całość i stwierdzić, że być może mam rację, trzeba przeczytać tą książkę, ponieważ nic nie jest czarno-białe. Reasumując nie jestem pewna żadnej z wersji, wszystko to tylko poszlaki i słowa. W dzisiejszych czasach nie mające prawie żadnej wartości prawnej. Autor wielokrotnie podkreśla, że podczas procesu matka Grzegorza P. ma krzyż na piersiach, mundurowych obowiązywał mundur, oznacza to, że podkreślanie takiego elementu ubioru to manipulacja, która ma za zadanie przedstawić jedną stroną procesu w lepszym świetle. Kolejnym aspektem jest powołanie się na brak pamięci swoich personaliów i obleczenie ich w chorobę G. Przemyka – okey ale sorry to po co facet szarpał milicjanta, skoro nie pamiętał swoich personaliów, które skąd inąd miał w kieszeni – a przecież milicjant prosił o dokument a nie podanie personaliów, jeszcze do tego główny bohater omawianej książki był pod wpływem alkoholu, kto wie czy nie czegoś jeszcze. Piszę w ten sposób, ponieważ sama byłam legitymowana przez policjanta i nic mi się nie stało, ponieważ najnormalniej w świecie dałam do sprawdzenia mój dowód osobisty, nie wiem czy to taka wielka zbrodnia prosić kogoś o dokument, żeby się rzucać na policjanta jak Grzegorz P., w końcu to ich praca, pilnowanie żeby społeczeństwo było bezpieczne. Autor pisze, że Grzegorz P. podał dokładnie miejsca, w których zostały mu zadane ciosy i zastanawia się, jak to możliwe, gdyby pobicie nie miało miejsca – otóż to, że nie widać śladów, nie znaczy, że osoba nie czuje miejsc, które zostały naruszone (nie wiadomo przez kogo – różnie mogło być), zatem wie gdzie go boli, nie widzę w tym niczego dziwnego (zupełnie jak z bólem zęba, nie widać, nie ma opuchlizny a jednak wiemy że nas boli w tym konkretnym miejscu). Za to ja raczej podkreśliłabym, że gdyby milicja chciała wrobić Przemyka, to wymyśliłaby, że widzieli jak się chłopcy bili – stąd obrażenia, tymczasem, jasno wyrazili się, że jeden skakał na drugiego. Kolejnym aspekt - to zabawne, że oskarża się milicjanta za obronę siebie, a nie oskarża się drugiej strony za to, że napadł na milicjanta (każdy kij ma dwa końce). Nie może ujść uwadze fakt, że główny świadek, koronny Czarek F. zeznawał dopiero po sekcji zwłok, dopasowując swoją wersję wydarzeń do odkrytych obrażeń ciała.
Oczywiście, że historia pokazuje, że zomo było złe itd. ale warto poszerzyć nieco horyzont rozpatrywania sprawy Grzegorza Przemyka, ponieważ nie jest ona czarno-biała. Właściwie to nic w tej sprawie nie jest jasne. Koniec końców skazano milicjantów. Rozumiecie o co chodzi, po prostu ustrój polityczny uległ zmianie, media rozkręciły aferę, bo wyczuły, że skoro to syn politycznie zaangażowanej poetki, to zrobi się z tego niezła gratka. Sądzę też, że sprawa ta miała za zadanie przyćmić jakąś inną istotniejszą aferę, o której teraz się nawet nie pamięta, a może nawet i nie wie.
Dużo bardziej istotne moim zdaniem jest zwrócenie uwagi na to dlaczego w ogóle doszło do tej tragedii? – czyli faktu, że Grzegorz P. pod wpływem alkoholu, nie podał dokumentu tożsamości milicjantowi, zaczął milicjanta szarpać, więc koledzy milicjanta przybyli mu z pomocą. Jeszcze gorzej, że taka postawa Grzegorza P. wynikała z wychowania. Matka jego prowadziła dom otwarty, bez stabilności, bez harmonii i rytmu dnia, przepełniony alkoholem i dywagacjami humanistów- przede wszystkim pisarzy, którzy nie stronili od alkoholu, a wręcz przynosili go ze sobą. Dodatkowo uczyła swojego syna, że milicja jest zła, ponieważ należała do skrajnie odmiennego politycznie ugrupowania. To oznacza, że przepojony wychowaniem takim a nie innym Grzegorz P. postanowił postawić się milicjantom i użyć wobec nich agresji. Dzisiaj nie do pomyślenia jest atak na policjanta.
Elżbieta Rogalska Absolwentka pedagogiki Uniwersytetu Szczecińskiego. Członek Pracowni Badań nad Twórczością Joanny Kulmowej. Rektorskie stypendium Uniwersytetu Szczecińskiego uzyskała w latach 2015-2017, Stypendium dla najlepszych doktorantów w latach 2018-2019. Autorka Publikacji naukowych (w "Qualitative Inquiry", "Kultura-Społeczeństwo-Edukacja", "Pedagogika Szkoły Wyższej", "Nauczyciel i Szkoła","Kognitywistyka i Media w Edukacji"), literackich (w "Nestor") oraz ponad 76 publikacji popularno-naukowych. Zainteresowania badawcze oscylują wokół pedagogii Joanny Kulmowej, Janusza Korczaka, „Tanatopedagogiki", Józefa Tischnera, Michel Foucaulta, Jana Pawła II, badań biograficznych oraz problematyki wyższej edukacji.
Zobacz również: